księżycowa noc

— To jest nie do pomyślenia, jak pani to wszystko zgrabnie opisała. Czytałam tę książkę kilka razy, mam nawet tatuaż w dole pleców z pani cytatem.
Ania z Sosnowca, bo tak się przedstawiła kobieta z lekką nadwagą i krótkimi włosami sztucznego koloru, sięgnęła dłonią, by odsłonić skórę pod bluzką. Patrycja Ogórek nieco się zaczerwieniła. Była taka dumna, gdy zobaczyła litery stylizowane na ręczne pismo, wychylające się nieśmiało znad pośladków Ani.
Wieczór autorski przebiegał nad wyraz pomyślnie. Pisarka rozdała cztery autografy i zrobiono jej ulubioną latte. Plakat promujący jej najnowszą książkę, gdzie ostry seks mieszał się z grozą, sprawiał, że policzki Patrycji drżały lubieżnie.
Ksieżycowe Noce może i miały okładkę pochodzącą z internetowej bazy darmowych zdjęć, ale redakcja Ebook.pl świetnie poradziła sobie z edycją. Dwóch przystojniaków z klatami na wierzchu i piękna Pattie pośrodku – biedna kobieta uwikłana w nadnaturalny romans z biseksualnymi istotami nocy. Nieraz i nie dwa musiała sobie zrobić dobrze, gdy pisała sceny seksu – wreszcie mogła dać upust swoim fantazjom, czymś, czego jej nudny mąż nigdy nie zrozumie. Ona kobiety doskonale rozumiała, wsłuchiwała się w ich potrzeby i wiedziała, że długie rozmowy z koleżankami przy ciastkach i kawie mogły dać materiał na niezłą książkę. Złymi opiniami się nie przejmowała, jej koleżanki wygłaszały wyłącznie dobre. Zmieniła opis wykonywanej działalności na facebooku na Pisarka w firmie: Pisarz i zabrała się do pisania.
Powieść rodziła się w bólach, ale nie przejmowała się tym. Miała na to dużo czasu i pełne wsparcie bliskich.
W drzwiach sali Biblioteki Miejskiej nr 9 stanął pierwszy tego wieczoru mężczyzna nie licząc pana Zbigniewa, który wziął od niej kurtkę w szatni.
Klasa biła od tego człowieka tak mocno, że Ogórek otworzyła usta i wysunęła lekko język. Machinalnie poprawiła włosy i starając się zaprezentować swój wdzięk, wciągnęła obwisły brzuch i błogosławiła w myślach pomysł ubrania halki wyszczuplającej. Mężczyzna podszedł do jej stolika i podsunął jej władczym gestem jej nową książkę. Ich spojrzenia spotkały się na moment i już wiedziała, że tego wieczoru będzie miała co wspominać w wannie otoczonej świecami.
Ciemno już było za oknem, a neonowe lampy sprawiały, że mężczyzna był nienaturalnie blady; oczy miał ciemne jak u zwierzęcia, a usta były nienaturalnie czerwone. Podobało jej się to. Idealnie skrojony garnitur leżał na nim niczym druga skóra.
— Miło poznać – szepnął cichutko, specjalnie dla niej, by nikt inny nie mógł nic usłyszeć. - O której pani kończy?
Zaskoczona Patrycja nie wiedziała, co odpowiedzieć. Pierwszy raz w życiu miała kompletny mętlik w głowie.
— Chciałbym panią odprowadzić do domu.
— Z chęcią – wymamrotała w końcu. Chryste, gdyby jej mąż się dowiedział…
— Proszę się nim nie przejmować – odpowiedział na jej myśli mężczyzna. – Proszę się niczym nie przejmować.
Postanowiła skończyć wcześniej. Pożegnała się z dwoma kobietami siedzącymi w sali i panią bibliotekarką. Mężczyzna poprosił pana Zbyszka o kurtkę pani Ogórek i po dżentelmeńsku pomógł jej się ubrać.
Zapytał ją, czy nie woli podjechać jego samochodem. Bąknęła, że wystarczy odprowadzenie jej na przystanek – w końcu mąż by okropnie się zezłościł, gdyby dowiedział się, że wraca z nieznajomym mężczyzną.
Na parkingu stał tylko jeden samochód, srebrne Audi wysokiej klasy. Mężczyzna otworzył samochód i gestem zaprosił do środka. Nie śmiała się sprzeciwić.
— Nazywam się Endymion.
Jak imię ukochanego bogini księżyca, Seleny. Piękne imię, pomyślała Patrycja.
— Wiem, odrzekł cicho.
— Tu mieszkam – stwierdziła z żalem Ogórek. Endymion zatrzymał samochód. Niestety, chyba musimy się pożegnać.
— Naprawdę? - jego głos nie krył rozczarowania. – Moglibyśmy porozmawiać jeszcze o literaturze, gdybyś mnie zaprosiła do środka. Przypadkowo mam ze sobą butelkę Altair, rocznik 2008.
— Nie wiem…
— Dojrzewa dziesięć miesięcy w dębowych beczkach. Połowa to szczep amerykański, połowa – francuski. To jak?
Zbliżył twarz do jej twarzy. Poczuła, jak krew pulsuje jej w skroniach. Pocałowała go, a umysł panikował.
Nigdy jeszcze pocałunek nie sprawił, że była tak podniecona. Otworzyła przed nim drzwi, a do łóżka prowadził ślad z ich ubrań. Mimochodem zauważyła, że w lustrze po drodze odbijała się tylko ona.
— Ty jesteś…?
— Tak. I wiem, czego pragniesz. Mogę ci to dać.
— Jaka będzie cena?
— Samotność. Staniesz się istotą nocy. Nigdy już nie będziesz żyć z nudnym mężem. Dołączysz do nas.
Wszedł w nią z całą stanowczością. Zaczęli taniec rozkoszy. Minuty leciały jak piasek przez palce. Była blisko.
— Stanę się podobna tobie?
— Tak.
— Zrób to. Teraz. Szybko.
Wgryzł się w jej język i ona przygryzła jego wargę, aż do krwi. Ich życia zmieszały się w jedno. Czuła gorąco w całym ciele, by po kilkunastu sekundach poczuć spełnienie, jakiego jeszcze nigdy nie zaznała. Zasnęła u jego boku.
Obudziła się rano, czując, jak parzy ją skóra. Usunęła się z zasięgu plamy słońca zza rolety. Co się dzieje, pomyślała. To przez solarium skóra stała się taka wrażliwa?
Poszła w kierunku łazienki, by umyć zęby. Musiała jakoś posprzątać w domu na przyjazd męża. Dziś sobota. Miał wrócić od rodziców jutro rano, chyba, że będą naprawdę duże korki. Kątem oka zauważyła porozrzucane tu i ówdzie swoje ubrania. Na pościeli były ślady dwóch osób, a w powietrzu unosił się zapach seksu. Musi tu przewietrzyć. Mąż ją zabije.
Zaświeciła światło w toalecie, by sprawdzić, jak wygląda jej twarz z niezmytym makijażem. Ale… w lustrze odbijały się tylko drzwi. Stała przecież dokładnie między nimi a szafeczką z lustrem! Czyżby…
Chryste, pomyślała. Musi zadzwonić do koleżanki.
Nie, to głupota. Ona nie uwierzy. Nikt jej nie uwierzy. Została wampirzycą. Wróciła do pokoju i włożyła rękę pod roletę. Poczuła na skórze nieznośne ciepło. Faktycznie. Zasłoniła szczelnie okna. Nie mogę w to uwierzyć, pomyślała. Po prostu nie mogę w to uwierzyć.
Jej mąż wróci jutro. Ma czas. Próbowała zebrać myśli. Sięgnęła po opróżnioną do połowy butelkę czerwonego trunku. Postanowiła czekać do zmroku.
Godziny mijały jej bardzo powoli. W końcu, około 17.00, krótko po zachodzie słońca, usłyszała pukanie do drzwi. Ostrożnie zajrzała przez wizjer.
To był on. Mężczyzna z wieczorku.
Wpuściła go, zszokowana, chociaż w głębi serca liczyła na to, że się zjawi. Miała tyle pytań.
— I jak się czujesz? Zadowolona?
— Czy ja naprawdę jestem wampirem?
— Tak – uśmiechnął się szeroko, ukazując długie zęby. – Jesteś wampirem. Od dziś będziesz podróżować tylko z nastaniem nocy. Nie będziesz rzucać się w oczy. Jesteś wolna. Wieczna.
— Jesteś taki przystojny – szepnęła. Co sprawia, że wampiry są takie piękne?
Endymion uniósł lekko brwi.
— Co takiego?
— Pytałam, co sprawia, że wampiry są takie piękne? Jak to robicie?
— Nijak – przygryzł wargi. – Nic nie robimy. Taki się urodziłem.
Patrycja otworzyła usta ze zdziwienia.
— Chcesz mi powiedzieć….
— Co takiego? – zaniepokoił się mężczyzna.
— Chcesz mi powiedzieć, że po prostu się przemieniłeś?
— Tak.
— Czy to znaczy, że zostanę taka, jaka jestem?
Nie chciała usłyszeć odpowiedzi. Endymion przestąpił z nogi na nogę.
— No… tak.
Chwyciła się za głowę. Obmacała dłonią po tłustych włosach i kilku pryszczach na skroni, dotychczas skrytych pod makijażem. Chwyciła się za zwisający brzuch i przejechała po rozstępach na udach. Ważyła się dwa dni temu. Dobiła do 86 kilogramów. Jej podwójny podbródek zadrżał niebezpiecznie, by w końcu z oczu pociekły łzy.
— To niemożliwe!
— Słuchaj, każdy reaguje inaczej, zresztą, przepraszam, byłem wczoraj pijany…
— Co?! To nie może być, to się nie dzieje, niemożliwe!
Popchnęła go i zbiegła boso po schodach, przewracając po drodze sąsiadkę z zakupami. Nic nie widziała przez zapuchnięte od płaczu oczy. Usłyszała tylko klakson i poczuła niesamowity ból w piersi i ramieniu, świst powietrza na skórze i tarcie na drugiej stronie ciała.
Leżała na jezdni, powyginana. Nie była w stanie unieść głowy. Widziała swoją nogę, która oderwana od reszty leżała jak porzucona zabawka. Miała wielokrotne złamania, w ustach czuła smak krwi i własnego gówna. Krztusiła się. Nad nią zdążył się zrobić tłumek gapiów. Ktoś nagrywał telefonem. W końcu dobiegł do niej Endymion.
Uklęknął przed nią.
— Nie zdążyłem ci powiedzieć o najważniejszym...
Chciała coś odpowiedzieć, cokolwiek, ale wypluła tylko kał, fragment języka i kilka zębów.
— …nie regenerujemy się.









*Mniej poważnie. Tekst ten to diss; od przyjaciela wiem, że w jego redakcji, kiedy ktoś był niegrzeczny, to kazano mu czytać książkę pani Patrycji. Ja miałem nieprzyjemność poznać i przeczytać. Co za narcystyczne babsko!

Komentarze