Morderstwo w Rudzie Śląskiej. Bunkry, seks, sataniści.

Pochodzę ze Śląska i tam mieszkam, więc siłą rzeczy przekopywałam tonę materiałów na temat dziwnych i tajemniczych zdarzeń w tamtym regionie. Znalazłam po naprawdę długim czasie sprawę sprzed kilku lat, a mianowicie podwójne morderstwo na tle religijnym. Miało ono miejsce w Rudzie Śląskiej, w lesie, a dokładniej - w bunkrze, uznawanym za miejsce nawiedzone.
Ten dramat miał miejsce w roku 1999. Minęło naprawdę sporo lat, a jednak rodziny ludzi, którzy zabili i którzy zginęli, nie mogą o tym z pewnością zapomnieć.

Zdjęcie pochodzi ze screenu filmu Urbex History, nie jest mojego autorstwa.

Cztery osoby: trzech młodych chłopców i dziewczyna, spotykali się tam od dłuższego czasu. Palili świece, uprawiali seks, zostawili na ścianach liczne malunki o satanistycznej treści, razem z napisem:
Dies Mies Jeschet boenedoesef douvena enithemaus. O ile seks grupowy czy rytuały ku czci diabła nie są w Polsce zakazane, tak to, co stało się w nocy z 2 na 3 marca, było już o wiele mroczniejsze i przykre. Namówili Karinę i Kamila, by uklękli wewnątrz pentagramu. Modlili się jakiś czas z pochylonymi głowami, by nagle dwóch ich przyjaciół zadało im kilka ciosów nożami przypominającymi średniowieczne sztylety. Błagali o życie, jednak to był ich ostatni dzień. Tak jak i dla Roberta i Tomka, gdyż planowali popełnić samobójstwo. Nie zrobili tego jednak - ich zbrodnia sparaliżowała zupełnie i nic nie mogli już zrobić.
Rodziny zabójców wyprowadziły się z Halemby, bo nie miały już normalnego życia. Zrozumiała sprawa. Nie wiem, czy bohaterowie tego dramatu rozumieją swój czyn; ale nie mnie oceniać ich moralność w dzisiejszych czasach. Wiem natomiast, że zamiast Kariny miała zginąć ich bliska przyjaciółka, która nosiła w sobie dziecko jednego z nich. Karina pojawiła się w ich planie niemal w ostatniej chwili.
Całe zdarzenie można określić jako pseudosatanistyczne. Chłopcy przy odmawianiu magicznych formuł nie znali podstaw łaciny, więc całość przypominała jakiś nieskładny bełkot, co zresztą wykazał teolog powołany jako biegły w sprawie sądowej. Mówili potem na sali rozpraw, że chcieli zdobyć przychylność zła, dokonując tego mordu. Nie spodziewali się również, że „tak trudno zabić człowieka” - i faktycznie, zarówno Kamil jak i Karina, otrzymali całe serie ciosów w głowę, klatkę piersiową i plecy, zanim ostatecznie umarli, ślizgając się we własnej krwi.
W największym szoku byłam, gdy czytałam, że jeden z morderców po prostu przywitał się z ojcem ofiary. Tak normalnie, po ludzku. Z przyzwyczajenia.
Dziś ten bunkier jest zamurowany i każdy w mieście stara się o nim zapomnieć. Mało kto wspomina ten incydent i chyba słusznie. Byłam w okolicy tego miejsca kiedyś, co uświadomiłam sobie dopiero, gdy zobaczyłam lokalizację na google maps. Byłam tam i nawet tego nie zauważyłam. Może to i lepiej, że tak się dzieje. Pewnych tragedii lepiej nie rozgrzebywać.
Nie wyobrażam sobie, co takiego musiało czaić się w głowach zarówno oprawców, jak i ofiar. Cała ta niemal szczeniacka otoczka – Ave Satan, mówi jeden z nich, na co wszyscy odpowiadają tym samym. Na koniec morderca mówi do kolegi – A teraz popełnimy samobójstwo, żeby trafić do piekła. Po co?
Trzeba zadać sobie pytanie, dlaczego Kamil ginie niemal bez słów, z rąk Roberta, najbliższego przyjaciela. Karina zaczyna się drzeć, błaga o litość, ale i dla niej tego brakuje. Umiera straszną śmiercią, zdradzona, obolała, brnąc we krwi i patrząc na trupa swojego kolegi.
Ich powrót: Tomasz idze po śniegu, z jego brzucha leje się krew, bo też zaliczył cztery pchnięcia. Wraca nad ranem do domu i mówi o bunkrze, o tym, że Robert jest satanistą, że trzeba ratować Karinę. Ma wyrzuty sumienia, może nawet myśli, że jego ofiara jeszcze żyje. Karetka zabiera go do szpitala, a w bunkrze wita przybyłych smród spalenizny, świeżej krwi i kadzidła. Trzeba więc zapytać jeszcze raz – co skłoniło Roberta do tego czynu, skoro Kamil był jego przyjacielem, a w Karinie się podkochiwał? Tomasz też nie był bez winy. To on zamordował dziewczynę, a wcześniej planował z Robertem, że zabiją dziewczynę Tomka, Anię. Żeby nie została sama na świecie.
Co ciekawe, dziewczyny, które brały udział w orgiach, traktowały to jako rodzaj mistycznej, erotycznej zabawy i nie brały na poważnie rewelacji o duchach czy demonach. Ani w okultyzmie, ani w seksie nie ma nic strasznego i mrocznego – nikt im nie mógł tego zabronić ani moralnie, ani tym bardziej prawnie, jednak zabójstwo jest czymś tragicznym i przykry jest fakt bezpośredniego powiązania tamtych wcześniejszych spotkań do tej ohydnej zbrodni. Tym bardziej, że miał być jeszcze jeden sprawca, ich kolega ze spotkań, który w ostatniej chwili się wycofał i nie poszedł tej nocy do bunkra. Albo uratowało mu to życie, albo przez to nie stał się zbrodniarzem, przez całe dorosłe życie błąkającym się po aresztach i więzieniach, jak tamci dwaj. Nie zawiadomił policji o planach zabójstwa. Bał się. Być może uratowałby tamtej dwójce życie i na pewno żyje z tym piętnem do dziś. Nie postawiono mu zarzutów i zwolniono do domu.
Tomasz próbował nakłonić grypsami znajomych bandytów do odbicia go z konwoju i zastraszenia siostry Roberta, by ten uwolnił go od zarzutów i wziął cały ciężar sprawy na siebie. Oferował nawet sto tysięcy złotych, ale nikt nie podjął się tego zadania – potem przesłuchiwani bandyci mówili, że to skutkowałoby strzelaniną, a nikt z nich nie chciał mieć na sumieniu morderstwa policjanta czy tamtej dziewczyny. Przełożyło się to zresztą na wyroki dla tej dwójki. Robert dostał dwadzieścia pięć lat, a Tomasz dożywocie, głównie dlatego, że po zdarzeniu próbował tuszować ślady, zrzucać winę na kolegę i mataczyć.
Po 19 ciosów nożem. Zabił dziewczynę, która go kochała i doprowadził do tego, by jego kolega zamordował przyjaciela. Zadał sobie kilka ciosów w brzuch, by potem powiedzieć, że dokonał tego Robert. Następnie, gdy Tomasz miał konać, jego kolega miałby zamordować Kamila i Karinę. Okazało się zupełnie inaczej – obaj ponosili odpowiedzialność za ten czyn.
Tamci nie wiedzieli, że to będzie ich ostatnie spotkanie. Pytanie, co zrobi Robert, kiedy już wyjdzie z więzienia? Odwiedzi ten zamurowany bunkier? Odważy się złożyć tam znicz? Czy może wyprowadzi się na drugi koniec Polski i będzie żyć ze świadomością tego, co zrobił?

W. Birch.


Facebook obcina nam zasięgi, a jako mały blog nawet nie mamy jak się rozwijać, kiedy nie mamy wyświetleń nawet wśród osób, które polubiły nasz fanpejdż na portalu Cukiera. Mówi się trudno i żyje dalej, no.
Dziś będzie skromny wpis, a to z powodu lekkiego trzęsienia ziemi, które zgotował nam Cukier. Przenosimy się z fanpeja Opowieść Okrutna na mój prywatny profil, czyli po prostu wyszukajcie Weronika Birch na facebooku i albo dodajcie mnie do znajomych, albo zaobserwujcie, wtedy nasze posty będą się wyświetlać normalnie i będziecie w ogóle mogli je przeczytać.
Przypominam też o Twitterze, na którym siedzę dzień w dzień:
@maszynistka

Tak więc znajdziecie nas w sieci tak czy owak. Rezygnujemy z dawnego trybu, bo chcemy dotrzeć do ludzi, a nie kusić się o zarabianie na reklamach czy zbierać jakąś armię followersów, by potem reklamować coca - colę. Lubimy pisać o rzeczach niewyjaśnionych i tajemniczych, ale z odpowiednim przymrużeniem oka.

x

Komentarze