Wyciął dziecko z ciężarnej. Tajemnicze morderstwo w lesie.

Kolejna sprawa, gdzie las był świadkiem makabrycznego znaleziska. Samo słowo “makabryczne”, jest już passe. Wydaje się równie przedmuchane przez polskie media jak wyrażenie “naukowcy/ekolodzy/lekarze biją na alarm”. Teraz wszyscy biją na alarm, nawet jeśli chodzi o zawartość glutenu w pieczywie i ilość wypijanej kawy w ciągu dnia. Jednak mogę się uprzeć przy określeniu “makabra”, gdy mam na myśli sprawy tego typu. Ludziom przez natłok strasznych informacji tworzy się filtr, służący do odrzucania niewygodnych treści. Gdy czytamy o morderstwie, dopijamy herbatę, mówimy: “To straszne” i albo przewijamy feed dalej, albo wychodzimy na autobus do pracy czy szkoły. Kiedy policjant przychodzi na miejsce zbrodni, żartuje czasem z tego, co zobaczył. Zwariowałby, gdyby tego nie zrobił. Gdy lekarzowi umrze pacjent, ten wie, że nie może go traktować jak człowieka. Dla niego to tylko kupa mięśni, która mu przynosi dochód. Gdyby traktował pacjenta jak człowieka, związałby się z nim i przeżywałby niepowodzenie w leczeniu czy śmierć.

Dlatego makabra - bo to coś wzbudzającego grozę, okropność i koszmar. Koszmarem było to, co stało się w lesie niedaleko Rychnowów pod Człuchowem.

Meliny, grzyby i nekrosadyzm


Grzybiarz poszedł do lasu i znalazł rozkładające się zwłoki, przykryte krzakami. Zawiadomił policję. Co wtedy czuł? Czy wymiotował? Czy dławiący smród gnijących mięśni sprawił, że ma problemy ze snem?
Policjanci zabezpieczyli ciało i sporządzali notatki, gdy zawitał na komendę mężczyzna poszukujący siostry. Pokazano mu znalezione zwłoki, gdyż i tak nie posiadano żadnych dokumentów ofiary. Tak, kobietą była Agnieszka z Chojnic. Miała tylko 26 lat. Tyle, co pisząca ten tekst.
Jak to często bywa, w toksycznych związkach zwykle jest podział na kata i ofiarę - katem zawsze jest mężczyzna, a kobieta tylko otrzymuje w pokorze ciosy. Nie jest tak, to krzywdzący stereotyp. Tutaj, jeśli już szukać sprawców przemocy, to trzeba było też zdjąć ze zmarłej aureolę.
Ale co tak naprawdę skłoniło oprawcę do zamordowania kobiety?
Z Pawłem dziewczyna poznała się, gdy ten miał 18 lat. Ona wtedy skończyła 20. 2001 rok zapamiętali jako ten pierwszy raz w dyskotece. Ich związek można było określić jako burzliwy. Kilka razy poroniła, co musiało głęboko odbić się na jej psychice. Ale mimo kłótni i porywczych charakterów, źle stało się dopiero wtedy, gdy dała światu Paulinkę. Wtedy narastające problemy z pieniędzmi, z utrzymaniem pracy i alkoholem pogłębiały się. Często urządzali libacje, matka zostawiała dziecko na kilka dni u opiekunki, żeby chlać. Biła Pawła, tak jak i Paweł ją. Ona złamała mu nos, a sama chodziła z rozbitym łukiem brwiowym. Chodzili na grzyby, tak zarabiali na życie. Kupowali tanie wina, piwa, upijali się na melinach lub u siebie. Wyrzucano ich z kolejnych wynajmowanych mieszkań. Nawet ich matki nie mogły z nimi wytrzymać. Rzucała w niego talerzami, gdy wrzeszczeli na siebie o nieudany obiad. Raz wbiła w niego nóż, co skończyło się wyrokiem w zawieszeniu. Trafiła się też bijatyka na chrzcinach. W końcu zainteresowała się nimi policja i kurator. Odebrano im dziecko, jest teraz w rodzinie zastępczej.


Te zdarzenia były stopniami do najniższego poziomu, gdzie światło już nie dochodzi i nie ma nic prócz płaczu i przedziwnej fascynacji rzeczami, których już odwrócić się nie da.
W lipcu Agnieszka oznajmiła Pawłowi, że jest w ciąży. Znowu. Nie wiedział za bardzo co o tym myśleć, ale dopiero dobił go tekst, gdy po pijaku dziewczyna wyznała, że jest w ciąży, ale nie z nim. Że nie jest on ojcem dziecka. Wspominała czasem, że we śnie gwałci ją brat. To sprawiło, że Paweł nabrał obrzydzenia do całej tej sytuacji. Był przerażony, nie wiedział, co ma robić.
Miesiąc później poszli na grzyby. Nabrali ich kilka kilogramów i sprzedali w skupie. Kupili za to wiśniowe jabole i kilka piw, do tego wódę na melinie, jakiś chleb i kiełbasę, żeby zrobić sobie ognisko nad jeziorem w lesie. Jakoś się udało. Wykąpali się nago w jeziorze, zaczęli się przytulać i uprawiać seks.
Wracali mocno pijani, ale znowu wywiązała się między nimi kłótnia. Tak nagle, chociaż wiedzieli, że tak naprawdę znowu kłócą się o to samo. Kopali się, okładali na oślep, i ona, i on. W końcu dziewczyna upadła. Paweł wykorzystał to i bił ją jeszcze mocniej, walił jej głową o podłoże, by na koniec położyć jej kciuki na tchawicy. Dziewczyna próbowała się uwolnić, ale w końcu przestała oddychać.
Paweł nie chciał jej zabić. Robił sztuczne oddychanie, próbował reanimować, ale był pijany, zdenerwowany i przestraszony. W końcu zrozumiał, że dziewczyna nie żyje.

Wrócił do domu, męczyły go koszmary. Nad ranem poszedł do zwłok, by sprawdzić, czy to prawda. Upewnić się. Zamknął jej oczy, zaciągnął głębiej w las i przykrył tym, co znalazł. Poszedł zbierać grzyby i skończył na melinie. Matce powiedział, że Agnieszka mu się gdzieś zgubiła.
Wracał tam kilka razy, zawsze z rzeczami do grzybów. Z nożem do ich wycinania. Tak było ostatniego dnia sierpnia. Zwłoki dziewczyny coraz mniej przypominały jego ukochaną. Miała twarz całą w robakach, wokół roiło się od much. Chwycił ją delikatnie, czule za dłonie. Zaczął wbijać w nią nóż. Pociął jej genitalia, wzgórek łonowy. Penetrował butelką jej rozkładającą się pochwę. W końcu też rozciął podbrzusze i wyciągnął płód razem z flakami. Poskręcane, gnijące jelita razem z resztą wnętrzności rzucił Agnieszce na twarz.
Patolog stwierdził podstawową lukę w wersji z uduszeniem w afekcie. Dowiódł, że wtedy w lesie ściółka pokryła się gorącą krwią. Agnieszka dostała kilka ciosów nożem.
Nie było tak, że trzymała się go cały czas. Próbowała się uwolnić z tego związku, zgłosiła na policję, że ją bije i grozi, ale koniec końców zawsze wracała. Sama też nie była lepsza, wybuchowa i zdolna do okrucieństwa wobec Pawła. Ponoć zmuszał ją do picia. Chciała się leczyć z alkoholizmu, ale nie miała w sobie tyle siły. Chlać było łatwiej. Takie życie znała - bez pracy, bez mieszkania, bez niczego, tylko meliny, jabole i chodzenie na grzyby, żeby cokolwiek przynieść do domu. Któregoś dnia już nie wróciła.
Paweł został skazany na 25 lat. Śledczy nie potrafili wyjaśnić, dlaczego tak makabrycznie obszedł się z jej zwłokami. Zarzuty brzmiały: zabójstwo, przerwanie ciąży, zbeszczeszczenie zwłok, nekrosadyzm.
Brat tej nieszczęśliwej dziewczyny dorzucił swoje. Tłumaczył, że siostra była skryta, nie rozmawiała o tym z matką. Z siostrą ledwo, też prawie milczała. Przyznawała, że Paweł wmawia jej, że to dziecko brata. Przy pierwszym dziecku też tak reagował. To bulwersowało brata. Nie przyznawał się do molestowania i seksu z siostrą.
To, że Paweł w ogóle tam wracał, zaszokowało policjantów. Tylko psychopata nie czuje lęku ani poczucia winy. Tylko psychopata nie boi się dotknąć zwłok i bawić się nimi. Tak też stwierdzili biegli - że Paweł jest psychopatą i resztę życia ma spędzić za kratami. Wycofał się ze swoich zeznań. Próbował podważać relacje świadków, chwytając za słowa, próbując wykazać, że oni zupełnie nic nie wiedzą.
Co zrobi, kiedy wyjdzie z małego pokoju z jednym oknem? Może pójdzie na jej grób. Wyrzutów sumienia nie miał wtedy i trudno powiedzieć, że mógłby je mieć, kiedy już opuści grube mury więzienia.

W. Birch

Dodaj mnie do znajomych lub obserwuj na Faceboku
oraz Twitterze, gdzie jestem codziennie!


Komentarze