W
zalewie powtarzanych w koło informacji na temat wydarzeń z
Wysokiego Kamienia, w zasadzie można wyłowić tylko kilka w miarę
pewnych rzeczy. Zawarte zostały w tekście opublikowanym przez
dziennikarza Onetu na podstronie Strefa Tajemnic. Podejrzewam, że i
on wyłowił tę samą copypastę, która krąży po Internecie
minimum od 2008 roku. W skrócie, zdarzenie wyglądało następująco.
Czterech
chłopaków z okolicznych terenów poszło w miejsce określane jako
Wysoki Kamień, by wywoływać duchy. Historia wspomina, że wśród
mieszkańców to miejsce ma złą sławę i nie należy się tam
zapuszczać bez przyczyny. Trzeba tu mieć na uwadze, że akurat ten
fragment Polski jest upstrzony wręcz drogami krzyżowymi,
klasztorami i ogólnie dość chętnie zwiedzany przez katolickich
turystów – pielgrzymów. Samo wzniesienie natomiast jest dość
mało widoczne i właściwie nieuczęszczane, nie znalazłem
informacji o tym, by wiódł tam jakikolwiek trakt, nie wspominając
o szosie. Chłopcy przywoływali istoty nadnaturalne, seans przebiegł
bez zakłóceń. Nagle wiatr ucichł, a oni w panice próbowali
dostrzec w ciemnościach kogoś, kto ich obserwował. W panice
zaczęli zbiegać stamtąd ku osadzie, ale na miejsce dotarło tylko
dwóch. Ci, którzy zaginęli w lesie, już się nie znaleźli. Z
chłopakami skontaktowała się prasa lokalna, która napisała
później, że chłopców dręczą sny o krwi i przemocy, a w nich
ukazuje się im istota o zagadkowym imieniu Aargaroth, który
obserwuje, jak umierają. W niejasnych okolicznościach obaj chłopcy
znikli jak sen złoty – pierwszy zaginął osiem dni po wyprawie,
drugi dziesięć. Historia wspomina również, że miało dojść do
kilku innych zaginięć, w tym leśniczych.
Miejsce
to miało przypominać ołtarz, gdzie wśród mniejszych kamieni stał
jeden większy, biały. Chciałem zweryfikować to wszystko, gdyż
byłem przekonany, że to straszne pieprzenie, skoro żaden
dziennikarz czy bloger nie powoływał się na źródła, a źródłem
takim byłoby choćby zdjęcie któregoś z tych artykułów w
gazecie, która opisywała sprawę, albo jakakolwiek informacja od
policji, że zaginięcia faktycznie miały miejsce.
Jako
że jestem odpowiednio wykształcony, by wypowiadać się o
demonologii, szukałem w pamięci i swoich książkach imienia
tej istoty, ale nic nie przychodziło mi do głowy. W Internecie
wyczytałem, że niektórzy utożsamiają Aargarotha z Angrboth,
demonicą czy też boginią wywodzącą się ze Skandynawii, którą
nazywa się Okrutną Wiedźmą Leśną. Przyznaję, że nie jest to
to samo imię ani nawet podobne, a uważam, że skoro chłopcy
twierdzili że noc w noc to imię jest powtarzane w ich snach, to by
się nie pomylili. Więc jest możliwe, że cała ta historia jest
zmyślona w czasach współczesnych, gdzie w grach komputerowych
spotyka się
wiele imion magicznych stworów zawierających modne „th”.
Gdy
dwóch z chłopców dotarło do wsi Laskówka, byli w takim stanie,
że mieszkańcy od razu wezwali milicję – co musiało zostawić
ślad w aktach. Rano ruszono na poszukiwania tych, którzy zgubili
się w lesie – ta operacja trwała cały tydzień, jednak już nie
odnaleziono ciał. Gdyby faktycznie dzieci zgubiły się dość
daleko od wsi, spokojnie mogę dojść do wniosku, że jest
prawdopodobne, że ciała dalej gdzieś tam są – choćby w jakiejś
norze, zapadlisku lub bajorze; teren ten jest mocno zalesiony i
naprawdę, nie wiedząc gdzie dokładnie ktoś jest, ciężko byłoby
go znaleźć. Co do
dwójki, która miała sny – również przepadli z dnia na dzień,
zupełnie bez śladu.
Faktem
jest, że Wysoki Kamień nie jest zaznaczony na żadnej mapie, jaką
przejrzałem, jakby wszyscy starali się o tym miejscu zapomnieć.
Przez jakiś czas myślałem, że po prostu nie istnieje. Ale
ogólnie mapy tego rejonu nie są zbyt dokładne, więc była jednak
szansa, że to miejsce faktycznie istnieje.
W lesie są ścieżki,
które wydeptały gnomy, jak mówią miejscowi z przymrużeniem oka,
więc miejsce to mogło być gdzieś niedaleko którejś z nich.
Według
przekazów ustnych, to miejsce emanuje jakimś rodzajem złej
energii, być może jest to wina innego
pola magnetycznego podłoża, wtedy mogą psuć się urządzenia
elektryczne i wariować kompasy. Zostało
to potwierdzone,
powiedzmy, połowicznie.
Skała ma być albo
pomalowana na biało, albo przynajmniej powinny zostać na niej ślady
farby i napisów po niemiecku – gdyż inne informacje pojawiające
się w Internecie mówią, że chłopcy nie przyszli tam bez powodu.
Chodzi o oddział SS, gdzie przedstawiciele Zakonu pochodzący ze
Szwecji mieli przy kamieniu uprawiać magię. SS-mani trafili na te
tereny w okresie okupacji.
Okazało
się, że Wysoki Kamień istnieje rzeczywiście, i, uwaga, jak
stoicie to usiądźcie – napis na nim głosi: „Tu marzyło dwoje
szczęśliwych”, co sugeruje, że jeśli ktoś uprawiał coś na
kamieniu, to raczej seks niż magię. Chyba, że była to magia
rozkoszy.
Dużo
osób wskazywało na podobieństwo tej sprawy do zaginięcia uczennic
w Australii, które ukazano w filmie Piknik pod Wiszącą Skałą,
ale to była tylko fikcja literacka, którą przekuto na dość
interesujący (jeśli ktoś lubi stare kino) obraz. Nie
bardzo rozumiem, dlaczego ktoś uznał to za prawdę, bo autorka
napisała powieść, a nie reportaż czy cokolwiek, co można byłoby
uznać za faktoid. W
historii o Wysokim Kamieniu trudno znaleźć jakiekolwiek pisane
źródła, nawet wspomniane artykuły z gazet – nie dotarłem do
nich ani ja, dość biegły w szukaniu takich rzeczy, ani wcześniejsi
poszukiwacze. Za to spotkałem się z milionem naprawdę głupich
teorii. Przytoczę tu kilka wypowiedzi z forów:
„Napisano
30 Grudzień 2013
Przed
chwilą wpadłem na to, że Ci młodzi mogli mieć Necromicon, bo
właśnie tam jest sposób przywołania tego demona, który się
dosyć podobnie nazywa, czyli Azathotha. Może naziści opuszczając
tamto miejsce zostawili gdzieś egzemplarz tej księgi, a Ci
nastolatkowie to znaleźli.”
Co
dziwne i nieco szokujące dla mnie, mnóstwo osób wzięło tę
teorię na poważnie, jak i sam autor wypowiedzi nie był ironiczny,
tylko wysnuł tę tezę zupełnie na poważnie. Jeszcze inny
forumowicz znalazł ponoć dziennik, którego fragmenty przytacza:
„Ostatnio,
idąc leśnym szlakiem w Bardzie znalazłem dziennik. Po przeczytaniu
treści pomyślałem, że ktoś ma bujną wyobraźnię, ale dla
pewności zaniosłem go na policję. Oto fragment z ostatnich stron:
15
lipca 1966, 17:00
Wreszcie
udało mi się namówić znajomych na planowaną od roku wyprawę na
Wysoki Kamień. Wszyscy mieszkamy w Bardzie, a nie mieliśmy jeszcze
okazji być w tym miejscu. Jutro o 11 zaczynamy wędrówkę. Kamil
wspominał, że zabierze tablicę Ouji i pobawimy się w wywoływanie
duchów. Wszyscy z okolicy znają legendy związane z tym miejscem.
Oczywiście nikt nie wierzy w te głupoty, ale z tablicą będzie
niezły ubaw. Planujemy zostać tam na noc, pod namiotami.
16
lipca 1966, 10:30
Wyruszyliśmy
z Przełęczy Bardzkiej zielonym szlakiem w stronę Wysokiego
Kamienia. Miała iść z nami jeszcze Magda, ale chyba się
rozchorowała. O 16 powinniśmy być na miejscu.
16
lipca 1966, 16:30
Właśnie
dotarliśmy. Mieliśmy lekkie opóźnienie bo zgubiliśmy trasę. Nie
wiem czemu, ale mam dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwował po
drodze. Pewnie to tylko durne przeczucie i wmówiłem sobie coś,
słuchając zmyślonych historii tych idiotów przez całą drogę.
Niech nie myślą sobie, że udało im się mnie wystraszyć. Czas
nazbierać gałęzi i rozpalić ognisko.
16
lipca 1966, 20:00
Zaczyna
się ściemniać. Kamil wyciągnął swoją magiczną tabliczkę i
chce odprawić rytuał przywołania ducha. Marek prosi go, by tego
nie robił- w końcu jesteśmy w samym środku lasu, z dala od
cywilizacji i nikt nam nie pomoże. No ale przed czym ktoś ma nam
pomagać? Chyba nie wierzy w te głupoty o duchach. W ostateczności
przekonaliśmy go do odprawienia rytuału. Kamil z szyderczym
uśmiechem zaczął przyzywać ducha. Mówił: "Duchu! Duchu!
Przyjdź, jeśli mnie słyszysz! Przyjdź, jeśli istniejesz! Nie bój
się, przyjdź! Słyszysz idioto?! Przyłaź! ". Oczywiście,
tak jak podejrzewaliśmy nic się nie stało.
16
lipca 1966, 21:00
Po
wypiciu kilku piw rozbliśmy namiot. Chyba czas już iść spać.
16
lipca 1966, 21:30
Mam
dziwne wrażenie, że słyszałem coś na zewnątrz namiotu. Pewnie
to wiatr przewalił jakieś gałęzie. Nie będę zawracał sobie tym
głowy.
16
lipca 1966, 21:45
K*rwa
mać! Co za idiota! Gdy zasnęliśmy, Kamil wyszedł na zewnątrz i
zaczął krzyczeć "Uciekajcie! Duch przyszedł i chce się
zemścić!" i kopał w namiot. Mało nie zszedłem na zawał.
16
lipca 1966, 22:00
Coś
naprawdę uderzyło w namiot. Tym razem to na pewno nie jest Kamil,
ani nikt z nas bo wszyscy są w namiocie. Ktoś musi wyjść
sprawdzić,co to. Mam nadzieję, że sarna albo inne zwierzę.
Ciągneliśmy losy. Padło na Marka.
16
lipca 1966, 23:00
Marka
dalej nie ma. Nie wiem co robić. Gdzie on jest tak długo?! Boję
się ruszyć! Cały drżę ze strachu.
16
lipca 1966, 23:10
Boże!
Do namiotu ktoś wrzucił jego głowę! Marek nie żyje! Ta gł”.
Jak
widać, jest to stek bzdur, rodzaj copypasty, którą ktoś
sfabrykował, w dodatku dość nieudolnie, ale przyznaję, że po
przeróbce nadawałby się do jakiegoś opowiadanka. Wracając
do Wiszącej Skały, spotkałem się z twierdzeniami na amerykańskich
forach, jakoby turyści widzieli duchy zaginionych dziewczynek – a
przecież ani one, ani nawet szkoła ukazana w powieści i filmie,
nigdy nie istniały. To
jest wina raz, zwykłej ludzkiej głupoty, a dwa, osób, które chcą
zabłysnąć lub coś im
się po prostu przywidziało. Można pisać czy mówić o strasznych
rzeczach, ale trzeba mieć jakiś aparat do rozpoznawania fałszerstw;
wcale przecież nie twierdzę, że historie o których piszę na
stronie Opowieść Okrutna wydarzyły się naprawdę; przeważnie
taka notka jest zapisem rozmów i trzeba brać to w ogromny
cudzysłów. Tutaj jednak mamy historię, która uznawana jest za mur
beton prawdziwą, tak samo jak sprawa zaginionych studentów w lesie
witkowickim. Pisałem o tym i po przemyśleniu całej sprawy uznałem,
że jeśli faktycznie miała miejsce, to musiałaby być albo potężna
sprawa kryminalna, gdzie ktoś naraził się złym ludziom i został
razem z całą ekipą zakopany, a policja zacierała dowody na
miejscu zbrodni, albo, co równie prawdopodobne, i studenci, i
zaginięcie było zmyśloną wariacją na temat Blair Witch, któremu
ktoś oddał hołd w taki sposób.
Gazeta,
do której
dotarłem, uporczywie milczy
na temat wydarzeń przy Wysokim Kamieniu; chodzi
o Gazetę Robotniczą. Ale trzeba też mieć na uwadze, że gazety w
PRL-u często milczały na temat niewygodnych spraw, co mogłem
zauważyć jeszcze za czasów studenckich, kiedy niejako z przymusu
musiałem je czytać jako źródła dla prac naukowych.
Niektórzy
opisywali w Internecie, że albo znają kogoś, kto spotkał duchy
chłopców, albo sami te duchy widzieli lub czuli. Tak
czytałem, tak samo jak natrafiłem na taką ciekawostkę:
„Witam
wszystkich na forum, jako że jestem właśnie jednym z nielicznych
rodowitych mieszkańców regionu (od 14 pokoleń) to postanowiłem
wam napisać iż moja Babcia Elsa mowiła że Hochstein był broniony
w II WŚ m.in. przez oddzial Szwedzkich najemników z SS no i oni
odprawiali jakies rytualy z runami.
A
co do imienia: Aargaroth to dowiedziałem się że to Arga znaczy
"zły" ,a rot "korzeń" po Szwedzku lub gnijące
zło po Czesku i na razie tyle wiem na ten temat, mam nadzieję iż
okaże się przydatne. Dodam tylko że wymowa mogła być z A bardzo
długim ,a w rot szło usłyszeć końcówkę th i stąd ta możliwa
pomyłka.”
Arga
znaczy tyle co „krzyż”, jeśli już mamy być ściśli, „rot”,
faktycznie może oznaczać korzeń. Ale co to ma do sprawy? Ciężko
powiedzieć. Dlatego jednak obstawiam teorię, że takie bóstwo
nigdy nie istniało, a jeśli już, byłoby ono jakimś pomniejszym
duchem leśnym. Chłopcy mogli usłyszeć to imię od któregoś ze
starszych mieszkańców. Spotkałem się też z informacją, że
dwóch chłopaków zaginęło, a dwóch popełniło samobójstwo
kilka dni później – nie, jak wspomina Onet, przepadło bez wieści
jak tamci. Informacje te pochodzą, a jakże, z forów. Skoro
historia mutuje, znaczy to, że nie jest zbyt godna zaufania. Jeżeli
chodzi o zaginięcia leśników, również nie udało mi się ustalić
jakichkolwiek doniesień na ten temat – i też myślę, że
dopisano te zaginięcia dopiero później.
Jest
tylko jedno źródło informacji dotyczące tego incydentu –
książka, która dawno temu wpadła mi w ręce, aczkolwiek nie była
moja i zwróciłem ją o wiele wcześniej, niż zainteresowałem się
tym tematem. Wyszperałem w Internecie jednak wiadomość, że nie
tylko ja zwróciłem uwagę na ten fragment. Mowa o książeczce
Bogusława Romaszewskiego „Legendy i opowieści ząbkowickie”,
której nie należy mylić z o wiele popularniejszą książką o
podobnej nazwie. Nie sprawdzę więc, czy cytat brany teraz z
Internetu pokrywa się w stu procentach z tekstem z publikacji, ale
mniej więcej w ten sposób to pamiętam:
„Z
rozmów ze świadkami, do których udało mi się dotrzeć i
przeprowadzonej kwerendy w prasie z tamtych czasów udało się
ustalić najważniejsze fakty."
"Od
16 lipca 1966 roku do czasów dzisiejszych istnieje łącznie osiem
udokumentowanych przypadków zaginięć osób, które były w dni
poprzedzające zaginięcie na Wysokim Kamieniu. W większości byli
to pracownicy leśni.”
Tak
więc cała ta historia zdaje się mieć tylko to jedno źródło, tę
właśnie publikację. Nakład został już dawno wyczerpany, a ja
nie mogę jej nigdzie dostać, więc tego nie zweryfikuję w obecnym
czasie.
Wracając
do mieszkańców okolicznych wiosek, natrafiłem na taką opinię:
„[kolega
przekazał] mi, że jest tam bardzo klimatycznie, czuć coś
specyficznego, odgłosy ptaków są ciężkie do usłyszenia. Ogólnie
miejscowi traktują to różnie, ale wiadomo, że fakt zaginięcia
tych chłopaków jest powszechnie znany. [...] jest kilka osób z
tamtych okolic, które się wybierały oglądnąć Wysoki Kamień,
podobno trochę inaczej się zachowywały no i 2 osoby popełniły
samobójstwo.”
Rozmawiałem
jeszcze z jedną kobietą, która napisała do mnie, gdy napisałem
na twitterze (@maszynista_grot), że zbieram materiały. Stwierdziła,
że mieszkała tam zanim wyprowadziła się do Katowic na studia i
myśli ona, że chodzi o te duchy czy też inne istoty ze świata
nadprzyrodzonego, które mieszkają na tamtych ziemiach. Pan
Romaszewski pisał w swojej książce o gnomach. Muszę od razu
zaznaczyć, że ta dziewczyna święcie wierzyła w to, co pisała;
mówiła, że te istoty pochodzą jeszcze z czasów
przedchrześcijańskich i masowe budowanie znaków religii
katolickiej nie było przypadkowym działaniem. Twierdzi też, że
historia o której pisze Romaszewski jest w pełni prawdziwa; jednak
o samej publikacji nie słyszała, a ja jej nie uświadamiałem.
Twierdziła, że parę razy podczas swoich wędrówek czuła obecność
tych istot. Nie nazwała ich gnomami, ale właśnie „istotami”.
Uznałem to za bardzo ciekawą relację, więc musiałem o niej
wspomnieć.
Nie
będę robić podsumowania, bo nie ma to żadnego sensu – wiadomym
jest, że historie o Azathothcie można włożyć między bajki, tak
samo jak inne głupie domysły. Czy Romaszewski wszystko zmyślił
dla dreszczyku emocji? Nie wiadomo. Faktem natomiast jest, że ludzie
mieszkający w okolicy średnio mają ochotę na rozmowy o tym
przeklętym miejscu i bardzo rzadko tam chodzą. Na pewno wybiorę
się tam za jakiś czas przygotowany bardziej, niż z szalikiem i
podręcznikiem egzorcysty-amatora pod pachą.
Birch
Komentarze
Prześlij komentarz